KIM JEST TEN IŁŁAKOWICZ?
To pytanie stawiał sobie Stefan Żeromski po lekturze wierszy, które mu przysłała Kazimiera Iłłakowiczówna. Nie mógł uwierzyć, że ich autorem jest kobieta. Iłła na początku swej literackiej drogi podpisywała się K. Iłłakowicz. Zachwycał się jej twórczością Jarosław Iwaszkiewicz, a Skamandryci zaprosili ją do swojej zdominowanej przez mężczyzn grupy.
“Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie” Joanny Kuciel-Frydryszak to historia niemal stuletniego życia niezwykłej kobiety, jej zmagań z przeciwnościami losu, konwenansami, to zapis czasów, w których żyła. Iłłakowiczówna nie miała nic wspólnego z delikatną, eteryczną poetką. Miała wyrobiony, twardy charakter, była samodzielna i niezależna, również bezkompromisowa. Kiedy Polska odzyskała niepodległość trzydziestoletnia Iłła była dumna, że może służyć Polsce. Rolę urzędniczki, którą pełniła traktowała jako życiową misję. Pisanie tak naprawdę było z boku, po godzinach… Chciała być adiutantem Marszałka Piłsudskiego, drugim jej marzeniem było, by wiersz “Trzy struny” stał się hymnem Legionów.
“Trzy struny”
Harfę pieśniarza strzaskały pioruny,
zostały tylko trzy struny.
Serce ustaje, drga coraz boleśniej,
zostały tylko trzy pieśni:
Pierwsza zawodzi po nocy w żałobie
druga przysięgi powtarza na grobie,
trzecia przebiega jak wicher po błoni.
Pierwsza zapomnieć o hańbie nie może,
druga w powietrzu jak pochodnia gorze,
trzecia zmyliła i pościg, i warty,
mundur ma krwawy, na piersiach rozdarty,
głos jej się zrywa, gdy polami goni:
“…Do broni!… Do broni!! Do broni…”